„(…) proces twórczy zawarty w tworzeniu działa uzdrawiająco, a podstawą tego procesu jest to, że większość ludzkich myśli i uczuć wyraża się bardziej w obrazach niż słowach. Dzięki temu ludzie zajmujący się tworzeniem lepiej radzą sobie ze stresem i urazami psychicznymi, nabywają zdolności poznawcze i doznają objawów radości, jaką daje obcowanie ze sztuką”.

W. Szulc, Historia Arteterapeutyki, „Edukacja i Dialog”, 8/2006

Translate

poniedziałek, 27 lutego 2017

HAMOWANIE.., czyli o wychodzeniu Myszorow z nory...

witajcie,
ciało jest mądre... głowa potrafi oszukać, ale ciało nie kłamie... jeśli baterie są na wyczerpaniu, głowa znajdzie tysiące powodów na zrobienie kolejnej rzeczy i podjecie aktywności... ciało powie stop! położy przeziębieniem do łóżka... ;) to dobrze, prawda?
państwo Myszorowie chcieli wyjść z norki już dawno... ale ciągle czasu nie było na dokończenie... no i są!


jeszcze ciepło ubrani, bo jakby nie było - w kalendarzu luty, mimo 14 stopni za oknem


pani Myszorowa ma sukienusię zrobioną - a jakże - na drutach (ależ dumna jestem z siebie!)... zapinaną na maleńkie guziczki...


pan Myszor zadowolił się li tylko szalem...


udana z nich parka, co nie?
wysyłam sporo ciepła... :* wracam pod kocyk


sobota, 25 lutego 2017

WIOSNA TUZ, TUZ..., czyli o króliczych przymiarkach...

witajcie,
wciągnęłam się w filcowe słodkości... wypróbowałam więc przepis na królika...


był taki słodki, ze nie mogłam się oprzeć... bo kto by mógł?


jeszcze nie wiem, co z nim zrobię... może wskoczy na któryś wiosenny wianek? może broszka-gigant? breloczek? macie pomysły?


wysyłam mnóstwo ciepła :*

środa, 22 lutego 2017

DLA WIELBICIELI SOW.., czyli o prezentach jeszcze jeden post...

witajcie,
filcowanie ciąg dalszy... ;)
o mały włos zapomniałabym wam pokazać zawieszki na drzwi - ubiegłoroczny prezent bożonarodzeniowy dla moich siostrzenic... widzieliście już sowie poduchy do nowych pokoików TU, czas poszerzyć ofertę... :) no, dobra, już bez "gadania"... przed państwem sowy, again...


przepis podobny jak na leniwca czy pandę...


pomysł ściągnięty z netu... owszem


ale wybór kolorów narzucony przez dziewczyny... 4-letnia Magda lubi róż, a 10letnia Baśka woli fiolet... 


i właściwie niewiele więcej mam do dodania...
wysyłam nieco ciepła :*

niedziela, 19 lutego 2017

OSOBISTY ZWIERZAK PRZYBOCZNY.., czyli o nadrabianiu zaległosci

witajcie,
zaniedbałam się blogowo... swoją dobę muszę podzielić na pracę zarobkową, zarobkowo-przyjemną, studiowanie i regenerację, czyli najczęściej sen i przygotowywanie posiłków... a propos posiłków - zauważyłam, ze im zdrowsze są, tym bardziej boli mnie brzuch... ;) ale to na marginesie

aby umilić sobie obie prace, zabieram ze sobą zwierza... nie wierzycie? popatrzcie!
ot, takiego na przykład leniwca... o jakże charakterystycznych dla mnie cechach... ;)


wpina się go w klapę, w sweterek czy co tam jeszcze i już ma się miłą przypominajkę, że w pracy nie ma co przesadzać... ;)


dobrze też czasem zabrać pandę...


chociażby dlatego, ze jest słodziutka... czy w tych oczach nie czai się prośba - wracajmy już do domu? trudno odmówić ;)


jak widzicie, kochani, zebrało mnie na filcowe szaleństwa... przepis na takowe broszki jest prosty: wymyślasz sobie zwierzaka, znajdujesz rysunek/wzór w necie, drukujesz w odpowiedniej skali, wycinasz z filcu, zszywasz, wypychasz, doszywasz coś do przypinania i masz!

i taka prostotę lubię najbardziej...
wysyłam sporo ciepła :*